Najpierw była wielka miłość. Rozmowy i pocałunki nigdy Was nie nudziły, zawsze był na nie czas, zawsze był powód. Szybko zorientowałaś się, że to może być „Ten Jedyny”, mimo że nie przybył na białym koniu tylko Ikarusem, a pokój w akademiku nazywał swoim „pałacem”.
Wtedy jeszcze Jego wady nazywałaś uroczymi przywarami, egoistyczną przekorę – męską dumą, a kloszardowy look – cygańską nonszalancją.
Może było
inaczej. Może pokochałaś pedantycznego okularnika katalogującego skarpetki i
cytującego Platona. Ale doczekałaś finału.
I mniejsza o
to, czy to disneyowski „happy ever after” w welonie niesionym przez stadko
wróbli, czy nieco bardziej prozaiczna wersja „to może zamieszkajmy razem?”.
Romantyczne podchody zakończone, zdecydowałaś się wpuścić faceta do swojego
życia na dobre – pod swój dach, do swojej lodówki i kubeczka na szczotki do
zębów.
Od teraz
widujesz go codziennie - przy kranie, przy porannej kawie i
kiedy malujesz paznokcie. Coraz mniej Cię zawstydza, co raz mniej zaskakuje.
Jest
sobie.
Klnie rano na budzik, zbyt głośno siorpie herbatę, wraca z pracy,
zrzędzi w sklepie, rozrzuca brudne ubrania i chrapie. Klasyczne męskie oznaki życia.
Jeśli w Waszym życiu pojawiły się dzieci, dostrzegasz go jeszcze mniej. Zamiast buziaka na przywitanie, rzucasz mu listę zakupów i zażaleń. Zazdrościsz mu tych ośmiu godzin w pracy – przynajmniej wyszedł na zewnątrz, do ludzi, rozmawiał o czymś więcej niż Bob Budowniczy.
Częściej
kłócicie się o pieniądze, martwicie się zdrowiem, kursem franka i miejscem w
przedszkolu państwowym. Nie patrzycie sobie w oczy – powierzchownie skanujecie
zarys postaci i automatycznie wypluwacie daty, ceny, pretensje i coraz
agresywniejsze riposty.
On nie opowiada Ci o swoich problemach w pracy, bo wie
że wpadniesz w panikę. Nie zapyta, jak spędziłaś dzień, bo ma dość zrzędzenia,
biadolenia i pretensji. Ty czujesz się zacofana i głupia. I myślisz że i On tak
Cię widzi, co tylko powiększa twoje zgorzknienie i podejrzliwość.
Nareszcie wracasz do pracy. Z trudem wbijasz się w zakurzoną marynarkę, potykasz się w szpilkach. Czyścisz torebkę z nawilżanych chusteczek, zaślinionych zabawek i nadgryzionych herbatników. Szybko dociera do Ciebie, że życie za którym tak tęskniłaś jest cholernie ciężkie. Tutaj nie ma taryfy ulgowej, wszyscy zostawiają w domach własne problemy, brudne naczynia i przezroczystych partnerów.
Czasami patrzysz na niego i zastanawiasz się, gdzie jest ten zabawny facet w którym się zakochałaś. Boisz się, że i On tak Ci się czasem przygląda i w myślach wylicza Twoją kolekcję zmarszczek, oponek, rozstępów i wszelkich innych nawisów. Na Walentynki cmoknie Cię w policzek, wręczy rachityczną różę, a Ty będziesz udawała zaskoczenie i radość. I pogardę do tego amerykańskiego, skomercjalizowanego święta.
Oglądasz
romantyczne filmy jak atlas dinozaurów – niby wiadomo, że to prawda, ale to
takie nierealne i śmieszne.
Ty już
wiesz, że bajka z pewnością kończy się na ślubie. Potem nikt już tego nie chce
oglądać, o tym słuchać i o tym opowiadać.
Podskórnie przeczuwasz, że to też
jest jakaś miłość – zwyczajne egzystowanie obok siebie, wspólne problemy i
tolerancja na dziwactwa. Ale dawno zapomniałaś kim był ten człowiek i nie masz
czasu odkryć kim się stał.
Przypomnij
sobie chwile, gdy to wszystko miało dla Ciebie sens. Odkop tęsknotę za kolacją
przy świecach i tymi dwoma magicznymi słowami. Podaruj swojemu Przezroczystemu
Facetowi najlepszy możliwy prezent – wolność i odrobinę spokoju.
Umówcie się
na mieście, przegadajcie noc przy jednym drinku, złóżcie się na frytki.
Zapomnijcie o pracy, kredycie i siatkach centylowych Waszego dziecka. Włóż na
siebie coś niewygodnego, opowiedz mu o książce, którą ostatnio czytałaś. Po raz
setny wysłuchaj Jego opowieści o samotnym trekkingu w Bieszczadach i śmiej się
z Jego dowcipów.
Flirtuj. Nie
patrz na zegarek. Pozwól się odprowadzić do domu i długo całuj go przed
drzwiami.
A potem
zapytaj, czy wejdzie na kawę.
Dzięki za ten post :)
OdpowiedzUsuńrewelacja!
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst :))
OdpowiedzUsuńTak prawdziwy i tak naturalnie znajdujący na problem tak wielu par. To takie proste a jednocześnie tak cholernie trudne..