Mężczyźni przychodzą i odchodzą. Dzieci rosną i ruszają własną drogą. Kobiety zostają.
Gdzieś w archiwum
pozornie nieistotnych, acz przyjemnych wspomnień, przechowuję wrażenie pewnego
wieczoru w Dublinie. Wracałam właśnie z zakupów, w powietrzu, jak zwykle w
Irlandii, wisiał deszcz, a ulica ta, nazwy nie pomnę, pachniała
charakterystycznie rybami, amoniakiem i curry.
Targ rybny, zakłady fryzjerskie
dla afroamerykanów i liczne knajpy tureckie i chińskie. Mieszanka wybuchowa.
Lubiłam tamtędy chodzić, mimo że zapach, tak gęsty że niemalże widzialny gołym
okiem, utrzymywał się na włosach i skórze przez dobre kilka godzin.
Miejsce to tętniło
prawdą, kolorem, żywą ludzką materią. Ja chodziłam tą ulicą do Lidla i aby
patrzeć.
Lubiłam obserwować cichaczem czarne kobiety.
Stały grupami przed
salonem fryzjerskim. Choć nazwa salon nie wyczerpuje zdecydowanie wyglądu i
atmosfery miejsca. Owszem - szyld głosił że salon, cenniki jasno wskazywały na
usługi fryzjerskie, był tam nawet przyczajony w środku fotel, ale
trzeba było wytężyć wzrok, by go dojrzeć. Torturowanie włosa było tutaj zdaje
się czynnością marginalną, wykonywaną mimochodem i w tak zwanym międzyczasie.
Co bynajmniej nie przekładało się na jakość usług - fryzury wychodzących z
salonu pań zapierały dech w piersiach swoją arabeskową złożonością.
Instynktownie czuło się jednak, że wyrażenie „idę do fryzjera”, nabiera tutaj
znamion niezwykłości i niesie w sobie obietnicę przygody życia.
Nigdy nie
widywałam tutaj zwyczajnie ubranych klientek. Feeria kolorów. Barw niosących
wiadomość, której my - ubrani tak samo, w tych samych sieciówkach ludzie, nigdy
nie odczytamy i nie zrozumiemy. Plemiona, klany, historia. Spleciony w dzikiej
furii mariaż kształtów, kolorów i faktur. I blask biżuterii. Na żadnej białej
kobiecie prosty złoty lub srebrny naszyjnik nie wygląda tak pięknie. Na
czarnych palcach, w czarnych uszach i na czarnych szyjach nawet kryształ
wielkości sporej cysty nie wygląda kiczowato.
Piękne w prostocie, piękne w
przesadzie. Głośne, przesadziste, wyraźne. Kobiety. Od czubka rzeźbionej
warkoczykami głowy aż po koniuszek polakierowanego paznokcia. Czysty,
niepohamowany żywioł.
Zazdrościłam im.
Zazdrościłam im tego, że trzymają się razem, że wszyscy i wszystko orbitowało
wokół nich.
Mężczyźni przychodzą i odchodzą. Dzieci rosną i ruszają własną
drogą.
Kobiety zostają.
Kobiety dają życie,
są świadkami pierwszego krzyku. One też zwykle trzymają za rękę umierającego,
wsłuchane w ostatni oddech.
My, białe kobiety, przez całe życie szukamy miłości. Wierzymy, że znajdziemy ją w ramionach mężczyzny, oczach dziecka. Mylimy się. Dlatego cierpimy i umierając opłakujemy własną samotność.
Uciekamy daleko od
matek, śmiejemy się z rad babek, kłócimy się z córkami, wstydzimy się wnuczek.
Czarne kobiety to tkanka,
setki komórek splecionych ze sobą twardymi jak stal więzami. Biada temu, który
skrzywdzi jedną z nich.
Razem w tragediach, razem w radości, razem w zwyczajnym codziennym życiu. Zbyt krótkim, by chować jaskrawe suknie do szaf, zbyt brzydkim by nosić klejnoty od święta.
Nośmy swoje
najlepsze ubrania, malujmy na czerwono usta i paznokcie. Kochajmy swoje dzieci
i mężczyzn do utraty tchu, ale bez przywiązania.
Kochajmy kobiety - nasze babki,
matki, córki i przyjaciółki, miłością pierwotną i bezkresną. Słuchajmy ich rad,
spoglądajmy jak w lustro w ich opowieści. Kobieta - twoja siostra, strażniczka
płomienia życia. Spójrz w jej oczy i zobacz siebie. Chwyć ją za rękę, a nigdy
nie będziesz szła sama.
Wracałam do domu, w
powietrzu wisiał deszcz. W chuście niosłam swojego 8-miesięcznego Synka, w
rękach ciężkie siatki z zakupami. Sprzedawczyni kwiatów typowym dublińskim
akcentem rzuciła do mnie - „Get a buggy, woman!”. Minęłam salon fryzjerski,
przez wejściem jak zwykle kilka żywo dyskutujących kobiet. Jedna z nich, piękna
i dostojna, z siecią zmarszczek na twarzy i pomarańczowym zawojem na głowie,
uśmiechnęła się do mnie i powiedziała po prostu - „Take care, Sister”.
To
wystarczy. Wystarczy by poczuć dumę.
Jestem kobietą. Noszę swoje dziecko, noszę swoje zakupy, swoją historię i marzenia. Tak jak ona, tak jak inne, przed wiekami i wieki po nas.
Ubiorę jedwabną
suknię, wplotę kwiaty we włosy, zachłysnę się tą chwilą - letnim deszczem i
zapachem włosków mojego dziecka. Zadzwonię do mamy, pobiegnę do przyjaciółki i
powiem im o tym.
One zrozumieją.
Uśmiechną się do swoich wspomnień lub marzeń.
I będą ze mną, gdy nastaną prawdziwe deszcze i zwietrzeją słodkie zapachy
dzieciństwa.
http://blogroku.pl/2014/
źródło zdjęcia
Coś w tym jest, chociaż ja niestety nigdy nie miałam szczęścia do kobiet. Zawsze marzyły mi się takie przyjaciółki jak np. w Seksie w Wielkim Mieście, ale nigdy nic z tego nie wychodziło. Teraz jedyne moje przyjaciółki to mama i siostra. Chociaż to i tak bardzo dużo :-)
OdpowiedzUsuńTwoje pierwsze zdanie mnie absolutnie powaliło. Jest świetne. Zapamiętam je. [ Magdalena ]
OdpowiedzUsuńSuper tekst!
OdpowiedzUsuńWiem o czym mowisz, bo sama mam mozliwosc obserwowania podobnych sytuacji w UK
Piękne, przepiękne, dziś Ty trafiłaś w moje serce, dziękuję!!!
OdpowiedzUsuńDalas mi wspaniale do myslenia. Musze pomyslec nad zmianami w swoim zyciu...
OdpowiedzUsuńPrzepiękny tekst!!!!! Tak, sama prawda, oni żyją mocniej, radośniej, razem, ten śpiew ich, ta magia zakodowana w ruchach ciał. powinniśmy się od nich uczyć...a my to aby gonimy za kasą, bogactwem, byle jak, byle do przodu, i umrzeć nam przyjdzie też byle jak..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKasia
http://wezowypamietnik.blogspot.com
Aaaa nie cierpię takich wpisów, bo od razu się wzruszam i mam łzy w oczach. Przed takimi tekstami powinny być ostrzeżenia typu: uwaga, wstrząsa emocjonalnie.
OdpowiedzUsuńTylko czy my, białe kobiety, potrafimy tak razem się trzymać, nie wydrapując sobie oczu tymi pomalowanymi paznokciami?
OdpowiedzUsuńwzruszające, piękne i mądre. dziękuję!
OdpowiedzUsuń49 yrs old Senior Editor Leeland Wyre, hailing from Burlington enjoys watching movies like Downhill and Leather crafting. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Gurney Eagle Mk1. Podobne strony
OdpowiedzUsuń