Za chwilę wybije północ.
Wrzucam na siebie pierwszą z brzegu kurtkę i przypadkowe buty. Nie
jest zimno, śnieg stopniał już tydzień temu. W oddali słychać
wystrzały pierwszych, niecierpliwych petard. Staję na schodach,
podnoszę głowę chciwie wypatrując gwiazd. Nic nie widać.
Zawsze malowałam
paznokcie błyszczącym lakierem, spryskiwałam brokatem włosy.
Wszystko musiało błyszczeć, świecić się i iskrzyć.
A dziś nie widać
gwiazd. I nie ma iskier we włosach, ani światła we mnie.
Jestem ciszą. Jestem
człowiekiem. Aż do obrzydzenia ludzkim, zmęczonym i zwykłym. Z zaschniętym na
spodniach syropem przeciwgorączkowym.
Dobrze, że wreszcie
zasnął, że już nie kaszle, że mam tę chwilę dla siebie.
Chwilę, która nic nie znaczy, wystarczy że jest piękna. Niebo
zakwita ogniem. Wolno zanurzam się w krzyk eksplozji, chłonę
tańczące światła, pachnące siarką deszcze kolorów. A w duszy
cisza.
Zamykam oczy. Unoszę się
lekko nad chmury, bliżej gwiazd. Patrzę jak kwitną światłem
kolejne kontynenty, państwa i wyspy. Jak wybuchają, wirują w tańcu
pijane nadzieją na lepsze jutro, szczęśliwszy rok.
Tak powinno
być, tak jest dobrze.
Ludzie potrzebują bezcelowego piękna i wielkich dat. Potrzebują marzeń, obietnic, płytkich wzruszeń i wrzasku głupiej radości. Potrzebują na coś czekać, za kimś tęsknić i czegoś żałować.
Gdy byłam dzieckiem,
marzyłam by dotrwać do północy, zobaczyć blask wielkiego balu.
Wyobrażałam sobie przyszłość w eleganckich sukniach, w
szpilkach, z zakochanym mężczyzną u boku.
Potem spędzałam tę noc
z przyjaciółkami, do rana dyskutując o facetach, którzy nigdy nie
byli nasi, problemach, które nie miały znaczenia i planach, które
umarły gdzieś po drodze, na krętych ścieżkach naszych wiosen.
Potem nauczyłam się żyć z zaciśniętymi pięściami i zębami.
Codziennie bez entuzjazmu witam północ w blasku komputera lub
lampy. Kiedy zechcę, mogę założyć szpilki, przegadać noc,
pomalować usta na czerwono i wypić szampana.
Ale gdy świat wita nowy
rok, a szampan smakuje ogniem i nadzieją, wspominam siebie. Tą
sprzed roku, sprzed dekady. Wspominam swoje marzenia, lęki i plany.
Próbuję przywołać dawno zastygłe emocje, choć przez chwilę
poczuć iskrę sylwestrowego szału. Bo to jest potrzebne, bo to jest
ludzkie i banalne.
To dobrze, że kiedyś
wydzwaniałam dramatycznie do kogoś, kogo kochałam. To dobrze, że
tańczyłam porwana pierwotnym wiatrem, pijana młodością. To
dobrze, że wierzyłam w miłość, kochałam łajdaków i piłam by
zapomnieć. To dobrze, że wrzeszczałam bezsensowne „Happy New
Year”, z setkami innych wariatów na Temple Bar w Dublinie, oblana
szampanem, brokatem i zbyt ostrymi perfumami.
To dobrze, że zawsze wierzyłam że coś się kończy i coś zaczyna. Że mogę wszystko. Że wszystko można zmienić. Że skoro byłam, to i będę - jutro, za tydzień, w następną sylwestrową noc.
Otwieram oczy. Nie chcę
już myśleć o tym, co wiem o sobie, świecie i miłości. Zapominam
na chwilę o błyszczących gorączką oczach Synka. Niebo zakwita
ogniem. Ogień wypełnia moje oczy, umysł i duszę. Uśmiecham się.
Jest pięknie. Jest dobrze.
Mimo, że sama mam Sylwestry, które wspominam z rozrzewnieniem, takie, których sama nie pamiętam nawet, w tym roku z premedytacją robię sobie wieczór we dwoje (jak tylko zasną dzieci). I, o dziwo, jakoś nigdy nie robiłam podsumowania zeszłego i planów na nowy rok. Jakoś tak samo zawsze wychodziło.
OdpowiedzUsuńTrochę pękło mi serce. Sama nie wiem dlaczego
OdpowiedzUsuń52 yrs old Web Developer II Wallie Dilger, hailing from Saint-Jovite enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Board sports. Took a trip to Kasbah of Algiers and drives a RX. Strona glowna
OdpowiedzUsuń