Feminizm z definicji wydaje się
spoko. Że niby równouprawnienie, władza nad światem i wolność macicy. W
praktyce sprawa wygląda żałośnie. Słowo „feministka” kojarzy się ludziom z
owłosionymi nogami, bojkotem biustonosza i pospolitym chamstwem w stosunku do
mężczyzn. Zwłaszcza to ostatnie.
Nie rozumiem dlaczego kobiety próbują zyskać szacunek poniżając innych.
To prawda - przez tysiące lat kobiety
były traktowane przez mężczyzn jak przedmioty. W wielu krajach nadal tak jest.
Kobiety mają wartość policzalną w wielbłądach lub ilości urodzonych synów.
Kobiety są mordowane za własne zdanie i za to, że padły ofiarą gwałtu. Są bite
i torturowane. Odmawia się im edukacji, dostępu do leczenia i jakiejkolwiek
władzy. Ale czy emanacja gołym cycem z napisem „Naked war” w jakikolwiek sposób
pomoże tym kobietom? Nie sądzę.
Obserwując sytuację kobiet na świecie dochodzę do wniosku, że głoszenie agresywnych haseł feministycznych w naszym kraju jest nieuzasadnione i zwyczajnie niesprawiedliwe.
Owszem,
incydenty się zdarzają - czasem trzeba przypomnieć mężczyznom że czasy wciągania
do jaskini za włosy minęły bezpowrotnie. Ale trzeba uczciwie przyznać - żyjemy
w erze emancypacji totalnej.
Kobiety są wszędzie: w parlamencie, zarządach
największych firm, wojsku i stowarzyszeniach naukowych. Same prowadzimy
samochody, mamy własne konta bankowe, kupujemy mieszkania i miewamy miłosne
przygody. Same wybieramy sobie partnerów, rozwodzimy się bez wyrzutów sumienia, mamy dzieci kiedy chcemy i ile chcemy.
Jesteśmy równi. Ale ciągle nam za mało.
Ludzie często mają problem z
zachowaniem równowagi, swoistej entropii społecznej. Wpadamy w skrajności.
Niewiele jest feministek rozsądnych,
z klasą. Większość woli sobie szacunek
wyszczekać, na siłę wbić ludziom do głowy, wymalować sprayem na gołym cycu.
Kobiety, które faktycznie zmieniają świat, są zazwyczaj niewidoczne. Żyją normalnie, pracują ramię w ramię z mężczyznami i nie przejmują się pierdołami. Mężczyźni szanują je ODRUCHOWO.
Taki feminizm cenię i staram się w ten sposób żyć. Jestem szanowana, ponieważ i ja szanuję. To jest banalna
zasada. Nigdy nie powiem, że kobiety są lepsze, mądrzejsze czy fajniejsze - mamy
prawo oceniać jednostki, ale nie całą płeć, rasę czy pochodzenie
społeczne.
Jestem za równouprawnieniem, nie za ujednoliceniem. Nie zamierzam być babo-chłopem. Jestem kobietą do szpiku kości. Dobrze mi z tym.
Nie wstydzę się być fizycznie
słabsza od mężczyzn. Nie wstydzę się większej wrażliwości, częstego chaosu
myślowego i skłonności do komplikowania prostych spraw. Nie zamierzam wypierać
się instynktu macierzyńskiego, słabości do butów i płytkich wzruszeń przy
komediach romantycznych. Noszę długie włosy, maluję usta i narzekam na swoją
figurę. Lubię, kiedy mężczyźni przepuszczają mnie w drzwiach, kupują kwiaty i
pomagają nosić zakupy.
Moja kobiecość nigdy nie stanowiła zagrożenia dla mojego intelektu, pozycji społecznej i zawodowej.
Uwielbiam różnice płci i wszystkie
„typowo męskie” cechy i przywary. Mam swój samochód, ale gdy jestem z
mężczyzną, wolę gdy to on prowadzi. Pozwalam, żeby faceci (w tym mój własny Potomek) bronili mnie przed
pająkami. Staram się nie podważać ich opinii na temat map, komputerów i
mechaniki samochodowej. Nigdy nie skręcam sama mebli, ani nie wbijam gwoździ.
Wiem, że chłop potrzebuje czasem odmóżdżającej rozrywki typu PSP, filmów z
serii „zabili go i uciekł” i browarów z kumplami. Staram się nie wpadać w
słowotok i przychodzić z konkretami, nie oczekując że on się domyśli. Pozwalam
sobie pomagać i doradzać. I nie jestem przez to mniej szanowana.
Niech kobiety pozostaną kobietami.
Niech mężczyźni pozostaną mężczyznami, bo właśnie takich ich pożądamy i za to
ich kochamy.
Szanujmy siebie nawzajem. Po prostu.
Moja definicja feminizmu w 3 punktach:
1. Kształć się i rób karierę.
2. Zaakceptuj fakt, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie, nie tylko anatomicznie. Pokochaj te różnice.
3. Szanuj innych. Niezależnie od płci.
W zasadzie się z Tobą zgadzam, a przynajmniej z tym, co napisałaś. Uważam, że feministki wieloma swoimi działaniami robią sobie krzywdę. Ale z drugiej strony uważam też, że jest jeszcze o co walczyć, tylko nie jestem pewna, czy ta walka ma jakiekolwiek szanse na sukces.
OdpowiedzUsuńA propos wspomnianego szacunku, często idzie on w parze ze zwyczajną kulturą osobistą. Wczoraj słyszałam rozmowę toczącą się pomiędzy dwoma panami i panią, akurat stałam obok nich. Panowie przerzucali się dowcipasami typu "jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije". Kobieta nie bardzo wiedziała, jak się zachować. A ja słuchałam tego z zażenowaniem, zwłaszcza, że byli raczej w służbowych stosunkach niż w wielkiej zażyłości. Czasem po prostu wystarczy kultura, która wymaga od człowieka szacunku czy to dla płci przeciwnej, czy dla ludzi o odmiennych poglądach, ciekawej orientacji seksualnej...
O feministkach pisałam swego czasu na swoim blogu, oberwało mi się wtedy z różnych stron, co mnie troszkę zdziwiło. Widać po prostu, że trudno wyczekiwać spokoju w tym temacie.
Nie zgodzę się z Tobą totalnie. "Niech kobiety pozostaną", "niech mężczyźni pozostaną"... Dlaczego chcesz decydować o życiu innych ludzi, dlaczego chcesz mieć na nich wpływ? Uważam siebie za feministkę i chociaż w życiu nie wyszłabym na ulicę z gołym cyckiem; bo mój feminizm objawia się tym, że chcę aby każdy mógł decydować o sobie. Chcesz chodzić w szpilkach, mocno się malować i na każdym kroku prosić dowolnego faceta i przeniesienie ci torebki - Twój wybór, chcesz chodzić w spodniach, radzić sobie sama, nie malować się i oglądać "męskie" (okropne określenie na) filmy - też Twoja sprawa. Wybrałam feminizm, bo to jedyne co w przypadku płci mówi "rób, co chcesz i nie każ innym być takim albo takim tylko dlatego, że ma dany zestaw narządów płciowych".
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogę tutaj podlinkować Kiciputka - feministkę, którą uwielbiam za to co pisze: http://kiciputek.blogspot.com/2013/09/witch-hunt.html
Dla mnie TO jest właśnie feminizm - a nie jakieś durne protesty.
Mysle ze pominelas jeden aspekt. Mimo wszystko. To prawda. Nie mamy najgorzej, ale ciagle w naszym spoleczenstwie pokutuje przekonanie ze kobieta i owszem, moze sobie robic kariere zawodowa, ale domem i dzieckiem tez ma obowiazek sie zajmowac. Taki drugi etat. Od mezczyzn sie tego nie oczekuje tak powszechnie. Co nie zmienia faktu ze ja tez jestem za pokojowymi rozwiazaniami i skupieniem sie na sobie, a nie na oczernianiu innych.
OdpowiedzUsuń