Pod blokiem
jak zwykle nie ma miejsc parkingowych. Krążę między samochodami naiwnie wypatrując
skrawka przestrzeni, a potem klnę w duchu, bo co jak co, ale jeżdżenie na
wstecznym w niemal całkowitej ciemności, to nie jest mój ulubiony sport.
Ostatecznie
parkuję na pokrytym błotem placu. Spod kół tryska na maskę i szybę burozielona
breja. Patrzę w lusterko wsteczne – z przedszkola jedzie się jakieś 10 minut,
co zmęczonemu przedszkolakowi wystarcza aż nadto, by zapaść w sen. Po ruchach
gałek ocznych zgaduję, że znalazł się właśnie w fazie REM i choćbym od razu
wepchnęła mu w usta tabliczkę czekolady, jeśli go obudzę, pożałuję.
I już wiem,
że nie mam szans.
Na siedzeniu obok leży spory karton z zakupami, więc
taszczenie ponad 20-kilogramowego wrzeszczącego człowieczka odrzucam już w
fazie wstępnych projektów. Czuję rosnącą gdzieś wewnątrz złość i
charakterystyczną grudę w gardle.
Jestem matką
od 6 lat, mam parę patentów w zanadrzu. Jeden z nich leży w stercie zakupów –
to paczka delicji. Łapczywie rozrywam opakowanie, zapominając o diecie w imię
wyższych celów - „gdy jesteś wściekła, zjedz coś słodkiego”. Pochłaniam delicję
patrząc bez pomyślunku w przednią szybę, słuchając chrapania Ala i własnego
histerycznego rzężenia.
Po drugiej delicji i jednym wężożelku jestem już w
stanie zapanować nad oddechem i wyemitować „Jesteśmy na miejscu! Wstawaj,
Synku!” głosem tak słodkim, że szkliwo się łuszczy. Na tylnej kanapie sytuacja
stabilna, czyli chrapie dalej.
Zaczynam na
serio rozważać drzemkę w samochodzie. Ale chwilę później dociera do mnie, że to
tylko pogorszy sprawę, zwłaszcza w rejonach kartonu z zakupami, gdzie masło i
mrożone warzywa powoli zaczynają zmieniać stan skupienia.
Wychodzę z samochodu,
obcasy grzęzną w błocie. Zabieram zakupy, kładę klucze od domu na szczycie
sterty.
Prawda
objawiona numer dwa – zawsze wyjmuj klucze już w samochodzie, oszczędzisz sobie
problemów tuż przed drzwiami. Zazwyczaj bowiem jest tak, że gdy jedną ręką
przytrzymujesz zakupy i balansując z zabawkami pod pachą usiłujesz wygrzebać
klucze z czeluści torby, twoje dziecko oświadcza że chce mu się siku. Teraz i
natychmiast. Potem okazuje się, że rozpruła ci się podszewka w torebce, a
klucze są gdzieś tam wewnątrz - między otwartą szminką a papierkiem po batonie.
Zaczyna dzwonić ci telefon, pojawia się sąsiadka zwabiona rytmicznym
porykiwaniem potomka i spada ci na ziemie butelka z sosem bolognese. No
wszystko naraz, Bollywood normalnie.
Wypinam Potomka
z fotelika, klucze na wierzchu, karton pod pachą, sztuczny uśmiech na
paszczy.
Co dokładnie
było dalej, nie pomnę. Pamiętam tylko, że domagał się niesienia i to w takim
stylu, że panie z osiedlowego monitoringu z pewnością wciągnęły mnie na czarną
listę i już piszą donosy do rzecznika praw dziecka.
A mi już
wszystko jedno. Bo jak już te drzwi za sobą zamknęłam, cieszyłam się tylko że
kolejny raz mi się udało, że jakoś dojechałam, jakoś doszłam.
I po raz
pierwszy dotarło do mnie, że ta jego wściekłość, jego łzy, ciskane na ślepo
epitety i zaciśnięte pieści, to jestem ja.
To ja – nie
naznaczona piętnem perfekcjonizmu, pozbawiona lęku przed reakcją społeczeństwa i
wiedzy o technikach kontrolowania oddechu. To ja - bez sztucznego, głupawego
uśmiechu, bez znieczulenia delicją.
W
ciemnościach blokowiska, z kartonem pod pachą, z zabójczym zmęczeniem mięśni i
umysłu, ujrzałam swoje wrzeszczące odbicie. I już nie będę odwracać
wzroku.
Wstanę rano
i powiem przepraszam. Obiecam, że będę mówić gdy będę wściekła. Przyznam się do
zmęczenia, bezsilności, rozpaczy.
I gdy
kolejny zaparkujemy w błocie a zakupy będą zbyt ciężkie, weźmiemy się za ręce,
wykrzyczymy swój gniew i jakoś damy radę. Z delicjami lub bez.
Najlepsza kopiarka (hmmm chyba 4D, albo i więcej wymiarów) na świecie? Dziecko :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam cię czytać :)
OdpowiedzUsuń55 year-old Sales Representative Alic Sandland, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Claire Dolan and Drama. Took a trip to Medina of Fez and drives a Ferrari 250 GT. sprawdz tutaj
OdpowiedzUsuń