Z Wielką Orkiestrą
Świątecznej Pomocy jest jak z hiszpańską inkwizycją i naszą
polską zimą. Niby wszyscy się spodziewają, ale i tak zaskakuje.
Niby plakaty wszędzie, wszyscy się odnoszą i nawiązują, celebryci oddają na aukcje swoje precjoza i przepocone szmaty, trwa w
najlepsze festiwal tradycyjnego polskiego hejterstwa, ale jak
przyjdzie co do czego to jednak człowiek w szoku jest. Że jakoś
dożył, doczekał i już nieodwołalnie styczeń.
Tak było w zeszłym roku:
Idziemy sobie spokojnie do Ikea, a tu
znienacka oni. Średnia wieku mniej-więcej gimbusowa, ukłony,
zagajanie, świdrowanie wzrokiem. Mimo że skłaniam się raczej ku
innym formom pomocy i mam kilka sprawdzonych placówek, które w
miarę możliwości wspieram, zawsze ulegam presji orkiestrowego
kartonika. Zwłaszcza teraz, kiedy muszę również dbać o PR
swojego dziecka. Gdzieś w mózgownicy tłucze mi się bowiem wizja,
że jak on jutro pojawi się w przedszkolu bez serduszka, to go
normalnie wykluczą z ciuciubabki, sterroryzują puzzlem i wyleją
krupnik za koszulę.
Tak więc uśmiecham się
jak debil, przyklękam jak rasowa matka-polka i streszczam Alowi o co
tu się rozchodzi. O dziwo, w portfelu mam jakąś gotówkę.
Pierworodny wrzuca i zostaje natychmiast obklejony serduszkami. W
liczbie dwóch.
Już w połowie drogi do
restauracji odpada pierwsze serduszko. Oglądam, analizuję
organoleptycznie, włącza mi się zboczenie zawodowe - czy
przypadkiem czcionkę ździebko zmienili, czy wykonawca inny,
wykrojnik kiepski, papier tani, klej stary?
Przy ikeowskim stoliku zaczyna
łopotać druga naklejka. Wpadam w panikę. Odklejam, żeby jej nie
kusiło i chowam do kieszeni. Najwyżej jutro się przyklei, przed
bramą przedszkola.
Wychodzimy z Ikea, dopada
nas serduszkowa brygada terrorystyczna. Jest źle – nie mamy
żadnych widocznych serduszek. Atakują przezornie z dwóch stron,
nie da się ich wyminąć, za późno na odwrót i czapkę niewidkę.
Już po nas.
Wrzucam tryb „słodka
idiotka” i z grubej: „my już wrzucaliśmy, dziękujemy!”
Umykamy w stronę samochodu. Kątem ucha wychwytuję jeszcze zjadliwy
szept „ciekawe komu! Gdzie serduszka?!” Od razu żałuję tego
„dziękujemy”, bo niby za co? Że nas puszczą wolno i łaskawie
nie ubiczują publicznie?
Trochę głupio wyszło.
Bo jakby dali lepszy klej, to kto wie? Może zaraz radośniej by się
w narodzie zrobiło, ludzie żyliby w dostatku i przyjaźni
wzajemnej, ba - może byśmy nawet z jakiejś grupy wyszli i do strefy
Euro awansowali?
No to pożartowaliśmy, teraz trzeba działać! :)
Na Allegro jest już do kupienia nasze fantastyczne nosidło typu Mei Tai z limitowanej chusty Hoppediz Katmandu. Cały dochód idzie na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, więc zachęcam Was do licytacji! <klik>
nie chcę Cię martwić, ale na WOŚP to chyba nie idzie....http://kontrowersje.net/ministerstwo_pracy_i_polityki_socjalnej_nie_ma_poj_cia_co_owsiak_zrobi_z_kas_za_allegro
OdpowiedzUsuńZ tym klejem to nie do końca, z mebli średnio schodzi ;)
OdpowiedzUsuń59 year old Environmental Tech Eleen Doppler, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Lockpicking. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a RX Hybrid. inny
OdpowiedzUsuń