Niedawno pisałam o „właściwym czasie powrotu do
pracy”. Dziś będzie trochę o stylu.
Jeśli jesteś pewna, że
to już, powinnaś odpowiednio się do tego przygotować. Nie ma znaczenia jak długo byłaś na tzw.
urlopie. Macierzyństwo zmienia kobietę. I nie chodzi tutaj o zmiany
tak oczywiste jak rozmiar ubrania, czy średnia długość snu, ale o
nieuleczalne zmiany w psychice, sposobie mówienia i stylu bycia. Ale
tego prawdopodobnie nie zauważysz sama, musisz się udać na
profesjonalną konsultację.
Koszt konsultacji - kilka telefonów i
dwie latte. Bo autopsji na tym, co zostało z dawnej „Ciebie”
dokona stara znajoma/przyjaciółka (niepotrzebne skreślić).
Każda z nas ma taką
koleżankę. Wszystko jest dobrze, dopóki nie zobaczy na Twoim palcu
obrączki. Już wtedy zaczyna traktować Cię jak istotę z innej
planety, ale na prawdziwą nietykalność zapracujesz z chwilą
zaanonsowania porannych ciążowych mdłości. Omija Cię jak zgniłą
pasztetówkę, przestaje dzwonić, nie zaprasza Cię już więcej na
imprezy, ekstremalne przypadki usuwają ze znajomych na fejsie. Nie
mówię, że jesteś bez winy – większość ciężarówek staje
się monotematyczna, a niemożność uczestniczenia w alkoholowych
melanżach tylko pogarsza sprawę.
Poszukaj w pamięci
takiej osoby – bardzo możliwe że nawet nie zauważyłaś momentu
wymeldowania się jej z Twojego życiorysu – po pierwsze dlatego,
że zrobiła to stopniowo, z wyjątkowym taktem i gracją, po drugie
dlatego, że trwałaś w ciążowym samozachwycie.
Co dokładnie zrobić i
po co to wszystko? Powód jest prosty, choć może zabrzmieć
brutalnie - żeby jednoznacznie stwierdzić, czy czuć od Ciebie
matką.
Uwierz mi, żaden pracodawca na świecie nie zatrudni kobiety,
która od progu cuchnie mu mamusią. Nawet jeśli wracasz do firmy, którą budowałaś własnymi rękami, do ludzi którzy Cię
znali i szanowali, zaczynasz od zera.
Dostałaś etykietkę „mama”. Etykietkę, która kojarzy się z różnymi rzeczami, ale niestety nie
z profesjonalizmem, wiedzą, a już na pewno nie z oddaniem firmie i
dyspozycyjnością. Przywołuje raczej obraz czegoś miękkiego,
domowego, w rozdeptanych kapciach, wydzielającego zapach budyniu i
domestosa.
Nikt tak dobrze jak kobieta, która Cię wcześniej znała,
nie nadaje się do określenia stopnia mamodegradacji. Im bardziej
szczera jest Twoja Wybranka, tym lepiej. Świat jest brutalny i
musisz przyjąć na klatę to, co ma Ci do powiedzenia.
Plan jest taki –
zapraszasz Wybrankę na kawę w jakieś Wasze
stare miejsce. O tym, że nie zabierasz ze sobą Potomstwa nie muszę
chyba wspominać? Przed spotkaniem włóż nieco wysiłku w
przygotowanie - ubierz się tak, jakbyś ubrała się na rozmowę
kwalifikacyjną lub w pierwszy dzień w starej pracy, strzel sobie
makijaż i manicure.
Pierwsze wrażenie jest kluczowe i w zasadzie
powie Ci wszystko. Twoja Wybranka umieściła
Cię bowiem w segregatorze „Mamuśki i inne dziwactwa”, więc
spodziewa się zobaczyć turlającego się grubasa, potykającego się
o wyssane cycki, w koszulce upstrzonej malowniczo mlekiem lub
marchewkową papką.
Jeśli na jej twarzy
zobaczyłaś kiepsko ukrywane obrzydzenie, przerażenie lub
najczęściej - współczucie, mam niestety złą wiadomość –
pomimo wysiłku włożonego w w/w przygotowania, Twój wizerunek
niewiele odbiega od jej oczekiwań. Prawdopodobnie emitujesz
podświadomy hologram domowego niechluja niezależnie od faktycznego
wyglądu.
Najlepszy wynik zamyka się w zdaniu
„w ogóle nie wyglądasz na matkę”. Jeśli koleżanka chce się z Tobą znowu
spotkać i wygląda na to że wróciłaś na jej socjalną mapę,
możesz czuć się pewnie – nie cuchniesz mamuśką i z podniesioną
głową ruszaj na rynek pracy.
Ostatnia rada – nie
rozmawiaj o dziecku. Ani z Wybranką, ani później - ze
współpracownikami, a zwłaszcza z szefem. Wiem z doświadczenia, że
nie ma ciekawszego tematu, że można o dziecku bez końca, ale wierz
mi – nikogo tak naprawdę nie interesują losy Twojego Potomstwa,
jego nowe umiejętności, choroby czy zabawne powiedzonka.
Pytanie
„jak tam Twój maluch?” potraktuj jak angielskie „How are
you?”. To pytanie grzecznościowe, a nie zachęta do zwierzeń.
True story.
Muszę pogrzebać w zakamarkach pamięci i poszukać takich znajomych. Wracam do pracy już za dwa miesiące... Aaaa!!!!!111
OdpowiedzUsuńWiesz co, straszne jest to co tutaj napisałaś. Bycie mamą to nie jest powód do wstydu, nawet jeśli nieznośnie (dla innych) często gadasz o dziecku, masz odrosty na włosach czy czasami przychodzisz do pracy w spodniach upapranych pasta do zębów Twojego dziecka.
OdpowiedzUsuńPoza tym - serio matka to ktoś, kto podczas tzw. urlopu nie spotyka się ze znajomymi? Nie sądzę.