Uzbrojeni po zęby w laptopy i smartfony. Magazynki pełne faktów z Wikipedii, kołczany najeżone wzgardą. Zawsze gotowi. Zawsze "pomocni". Snajperzy internetowych forów, rycerze "Tego i Owego", głosiciele jedynie słusznych prawd.
Życie online to taniec po polu minowym.
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się detonator. Nigdy nie wiesz, co może obrazić czyjeś uczucia religijne, macierzyńskie czy sportowe. I gdzie ukrywają się eksperci i wszechwiedzący guru, którzy powiedzą jak żyć lub skażą na śmierć w męczarniach.
Tajne terrorystyczne zebrania, polityczne wiece, religijne pikiety? To nic w porównaniu z internetem. Tutaj fanatycy żyją długo i szczęśliwie, otoczeni rodziną i wiernymi przyjaciółmi.
Żyjemy w czasach kryzysu wartości i braku autorytetów, w kulcie głupoty celebrytów. Standardy moralne dyktuje nam Hollywood, języka uczymy się z seriali, wiedzę czerpiemy z forów internetowych.
Fanatyzm może narodzić się w każdym z nas.
Nie mamy własnych opinii.
Nie mamy mocnego kręgosłupa moralnego, własnego sytemu wartości. Czasem wystarczy, że ktoś powie coś wystarczająco dobitnie, by ślepo podążyły za nim tłumy. Straciliśmy zdolność filtrowania informacji. Straciliśmy zdolność wartościowania idei. Nie odróżniamy już dobra od zła.
Nie wierzymy w swoją intuicję i talent.
Dlatego sprzedajemy dusze korporacjom w zamian za kiepską wypłatę lub modne gadżety. Ufamy reklamom i opłaconym ekspertom w kwestii uczuć i wychowania naszych własnych dzieci.
Nie potrafimy budować prawdziwych relacji z ludźmi.
Lajki są łatwiejsze niż pocałunki. Pisanie jest łatwiejsze niż rozmowa. Patrzenie w monitor jest łatwiejsze niż patrzenie w oczy. Pozornie pomagając innym karmimy własną pychę, budujemy powierzchowne i chwilowe poczucie własnej wartości. Nie pamiętamy już, czym jest bezwarunkowy i prosty szacunek do innego człowieka.
Nie mamy celu w życiu.
Więc szukamy czegokolwiek, co pozwoli nadać sens kolejnym dniom. Choćby było to tak płytkie jak kolejny rekord na Endomondo, kilka lajków pod zdjęciem. Tak bezwartościowe jak wygrana w internetowej wojence na słowa, linki i hasztagi.
Jeśli Twoje życie skurczyło się do jednego wymiaru
- jesteś fanatykiem.
Jeśli Twoje szczęście i dobre samopoczucie zależy tylko od jednego czynnika
- jesteś fanatykiem.
Jeśli nie potrafisz rozmawiać o czymś bez unoszenia się gniewem i rzucania gróźb
- jesteś fanatykiem.
Jeśli w internecie używasz słów lub wyrażeń, których nie użyłbyś w prawdziwym życiu, bo obawiałbyś się konsekwencji
- jesteś fanatykiem.
Jeśli nie potrafisz wysłuchać spokojnie kogoś, kto ma inne zdanie niż Ty
- jesteś fanatykiem.
Jeśli dawno nie weryfikowałeś swojej wiedzy i filozofii życiowej
- jesteś fanatykiem.
Jeśli uważasz, że w jakiejś sprawie jesteś nieomylny i wszyscy powinni Cię słuchać
- jesteś fanatykiem.
Jeśli straciłeś zdolność samodzielnego myślenia i czyjeś zdanie jest dla Ciebie niekwestionowaną wyrocznią
- jesteś fanatykiem.
Jeśli wszędzie i we wszystkim wyczuwasz atak na swoją osobę
- jesteś fanatykiem.
Jeśli wartościujesz ludzi zgodnie z tym, na ile ich życie przypomina Twoje własne
- jesteś fanatykiem.
Jeśli jesteś fanatykiem, wyjdź z internetu.
Wirtualne bomby mają większy zasięg niż prawdziwe.
A rany bolą tak samo jak prawdziwe.
Ufff... nie jestem :D
OdpowiedzUsuńświetny tekst, dziewczyno! wpadnij do mnie na kawkę, ale uprzedzam, że na żywo też przeklinam ;) nudno nie będzie, pogadamy o No Logo, Fight Clubie i pseudofanatykach z internetu, którzy biją pianę z mydła odessanego z dup celebrytów. pozdro!
OdpowiedzUsuńCi, którzy najbardziej angażują się w te wszystkie internetowe wojny, dyskusje, po prostu nie mają okazji do życia pełnią w online, a może boją się też tego życia... Ja wolę często machnąć ręką, niż bić się wirtualnie do pierwszej krwi :) Poza tym z ulgą odnotowuję, że jednak nie jestem, daleko mi do fanatyzmu, za bardzo kocham różnorodność :)
OdpowiedzUsuń