Dawno, dawno temu wykaligrafowałam w swoim kalendarzu fragment wiersza Anny Świrszczyńskiej. Myślałam, że będę o nim pamiętać. Myślałam, że okiełznam serce, instynkty i opinię społeczną. Ale wtedy miałam tylko 16 lat i nie rozumiałam jeszcze słowa "miłość".
Nie będę niewolnicą żadnej miłości.
Nikomu
nie oddam celu swego życia,
swego prawa do nieustającego rośnięcia
aż po ostatni oddech.
Jak dobrze to brzmi, prawda? Coś w tym wierszu sprawia, że czujesz się silniejsza, piękniejsza. A wystarczy jedno spojrzenie mężczyzny. Wystarczy maleńka dłoń własnego dziecka. I cały Twój egoizm rozpada się na kawałki.
Tak, było i zawsze będzie. Bo w głębi serca chcesz, aby ktoś nazywał Cię swoją, chcesz być potrzebna. Niezbędna. Sprzedasz ambicje i marzenia za to jedno, najważniejsze słowo. I kurczysz się, zanikasz. Wtapiasz się w tło tego wymarzonego mieszkania, tego wymarzonego mężczyzny. Jesteś czyjaś, a nie swoja własna. Jesteś "my" i "nasze".
Skąd to wiem?
Bo często badam rynek, spoglądam w oczy kobiet, słucham ich historii. Na pytanie "kim jesteś?" odpowiadają "matką, właścicielką kota i żoną". Dokładnie w tej kolejności.
Czują się piękne, kiedy mężczyzna im o tym powie. Czują się szczęśliwe, kiedy dzieci nie chorują i dobrze się uczą.
Nie mają swojej własnej przyszłości. Przyszłość należy do dzieci.
Czasami, rozmawiając ze starszymi paniami, pytam: czy było warto? Czy było warto wymienić "ja" na "my"? Czy było warto zainwestować całą siebie w wizję szczęśliwej rodziny? Czy było warto kupić sobie "święty spokój" i "bezpieczną normalność" za cenę własnych marzeń?
I one mówią, że nie warto. Bo wierzyły w kłamstwa.
Singielka nie może być szczęśliwa. Jesteś warta tyle, ile jest wart Twój mężczyzna. Rodzina to gwarancja bezpieczeństwa finansowego. Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Dzieci to sens życia. Miłość pokona wszystkie przeszkody. Piękni ludzie mają piękniejsze życie. W pewnym wieku nie wypada. Warto poświęcić wszystko dla rodziny. Od jutra dieta. I żyli długo i szczęśliwie.
A Ty w jakie kłamstwa wierzysz?
I one mówią, że nie warto. Bo wierzyły w kłamstwa.
Singielka nie może być szczęśliwa. Jesteś warta tyle, ile jest wart Twój mężczyzna. Rodzina to gwarancja bezpieczeństwa finansowego. Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Dzieci to sens życia. Miłość pokona wszystkie przeszkody. Piękni ludzie mają piękniejsze życie. W pewnym wieku nie wypada. Warto poświęcić wszystko dla rodziny. Od jutra dieta. I żyli długo i szczęśliwie.
A Ty w jakie kłamstwa wierzysz?
To nieprawda, że jako singielka nie można być szczęśliwą. Według mnie lepiej pozostać samemu, niż być w związku z przemocowym lub toksycznym partnerem, czy kimś zmagającym się z jakimś uzależnieniem, np. od alkoholu. Związek nie jest jedyną przestrzenią, w której można się spełniać i realizować. Niektórym dobrze jest być samemu, a jeszcze inni marzą o dużej rodzinie. To wszystko zależy od człowieka. Tak, czy siak - bardzo mądry wpis, zmuszający do refleksji. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy z nas powinien znaleźć równowagę między osobistymi aspiracjami a obowiązkami wobec rodziny. Przykład ten przypomina mi sytuację z tytoniem papierosowym – wiele osób uzależnia się od palenia, nie zdając sobie sprawy z długofalowych konsekwencji. Podobnie jest z relacjami: czasem łatwo jest wpaść w pułapkę emocjonalnego uzależnienia, gdzie zapominamy o sobie i swoich potrzebach.
OdpowiedzUsuń